rok we własnym domu

29 października minął dokładnie rok od wprowadzenia się we własne progi. Bilans jest bardzo pozytywny, choć niewiele udało nam się zrobić w domu i jego otoczeniu. Przez cały rok mniej niż przez dwa miesiące: jeden przed, jeden po przeprowadzce. Ot, jak to ktoś nazwał, syndrom poprzeprowadzkowy.

Tak naprawdę w zanotowane zmiany w domu są niewielkie. Ot więcej gniazdek osadzonych, coś tam zrobione, ale tak naprawdę mało. Choć jak się zastanowię to jednak byłoby co wymieniać.

Przez rok dorobiliśmy się tylko jednego mebla :D – komody w przedpokoju. Dopiero poród Ani “spowodował” następne zakupy meblowe: komódka do pokoju dziecięcego i fotel. Powodem jest oczywisty brak kasy, bo jeszcze tyle rzeczy niedokończonych. Jak powiedział mrman “nieograniczona studnia na pieniądze” (nie powiedział tak dokładnie [mrmam, sprecyzuj proszę], ale sens oddaje).

Robimy po kolei różne rzeczy czego efektem jest czasem wpis, choć częściej nie. Podgrzewane lustro w łazienceoczekuje zakończenia prac i tu niczego nie trzeba już kupować. “Wystarczy” zaprawić parę szczelin i dziur gipsem, zagruntować, pomalować, osadzić lustro i pojechać dookoła sylikonem. Wymówek brak.

Resztę przemilczę.

Bilans odwiedzających mocno dodatni. Mimo odległości jest to tak ładne miejsce, że raczej nie narzekamy na brak wizyt, wręcz czasem mogłoby ich być mniej, bo rzadko który weekend był tylko dla nas. Teraz jak nikogo nie ma to czuję się wręcz źle, bo jak mawiają “przyzwyczajenie druga naturą człowieka”. A że pora chorobowa i dzieci źle znoszą, a u nas noworodek, to ostatnio wizyty lekko ustały. Byleby dzieci zaczęły zdrowieć i niech wszystko wraca do normy.

Generalnie jest tak jak myśleliśmy. Mieszkanie we własnym domu jest czymś nie odo opisania. Zdecydowanie więcej pozytywnych rzeczy niż negatywnych.

Następne podsumowanie za rok.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *