Radość z wieśniactwa

W październiku 2006 przenieśliśmy się na ciężką wieś. Szesnaście dymów we wsi. Zadupie takie, że nawet psy dupami nie szczekają, a zawracających wron to tu nikt nigdy nigdy nie widział.

Za to są bażanty, czaple siwe, zające i sarny. Te pierwsze już niedługo będą darły się jak obdzierane ze skóry … gody niby.

Jest Cisza. Tak, taka przez wielkie C. Tak cisza, że Maro cholery dostaje jak jest u nas noc. Jak sam twierdzi jest od tej ciszy strasznie zmęczony i właściwie to spać nie może.

Widać drogę mleczną. Znaczy nie, nikt u nas na drogę nie rozlewa mleka. No i oczywiście jak chmur nie ma.

No i to co było tydzień temu.

Kiedy odwiedzili was dziadujący kolędnicy? Wyśpiewali pod drzwiami, zarządzali pączków  lub wykupnego. Dostali. Obie rzeczy.

Fajne, prawda?

3 komentarze

  1. No w sumie Maro ma trochę racji, to kwestie przyzwyczajenia, jak byś jakiegoś twojego sąsiada wysłał do Mara w Wawie na noc to też by miał problem. W zasadzie znam analogiczną historie z problemami w zasypianiu, ale o tym zaraz u siebei nabazgrze…
    Co do reszty to jest u was super, poczynając od fajnych gospodarzy, przez ładny domek, po pola, łąki i lasy za oknem… Ok koniec wazeliny.

  2. E tam, ja se bardzo chwaliłem tą ciszę. Zajebiste to jest:) No i ładnie u was jak się wyjrzy przez to wielgachne ściano-okno. Heh, sąsiadów tam Agron poznałeś? Najechałeś któregoś samochodem czy jak? :)

    No a poza tym rzecz jasna fajnie u was jest. Fookkkin cool.

  3. Spokój i cisza :) Jak by dało radę utrzymać się z blogowania to nic tylko zmykać na wieś (oczywiście z zasięgiem w sieci komórkowej lub innym internetem) i ogladać bażanty (mogą być te krzyczące) i tym podobne :).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *