Zaczopowany komin

Pewnej niedzieli wracam sobie spokojnie z kościoła, wchodzę do domu a tam … sino od dymu. W całym domu śmierdzi niemożebnie. Znaczy przyjemna woń ogniska, otacza i atakuje z każdej strony.

Dobra. Co się mogło stać, mieszkamy dopiero 1.5 rok, więc? Nie idzie niczego rozpalić, nie idzie palić. W domu na razie dość ciepło, ale skoro nie da się palić, to dość szybko będzie zimno. Wiem już że trzeba przepchać komin, ale załatwianie kominiarza idzie dość topornie. Szybki telefon do Moniki i na poniedziałek będzie uprząż wraz z kawałem porządnej liny. Czyli jazda na dach i czyścimy. Ale. Ale.

W między czasie przyjechała moja Mama, bo w poniedziałek musi być w Wawie, a stąd ciut łatwiej niż z Olka. Mama opowiedziała wszystko Tacie, a Tata szybki telefon: czyść od dołu. No tak, ale czym? Najlepszy byłby „drut” taki z 5-6 mm, bo wystarczająco sztywny, a jeszcze dość miękki. No tak, ale ja nie mam czegoś takiego w odpowiedniej długości, bo potrzebuje kilku metrów. Poszukiwania “czegoś” nie dają rezultatu, aż Żona zada pytanie o to czy zostało nam jeszcze trochę alupleksu. Zostało i jest to strzał w dziesiątkę.

Po jakimś czasie wywożę z domu prawie pełną taczkę czarnego syfu. Komin działa. Ciąg jest taki, że zamykając drzwiczki od kominka należy je trzymać, bo inaczej ciąg walnie nimi o kominek.

Sytuacja wraca do normy, temperatura powoli też.

No dobra, ale co było przyczyną powstania czopa? Krótkie zastanawianie się i wniosek: brak ocieplenia komina na strychu. Dzwonię do Fatera z pyta ile tego ocieplenia ma być, w moim nieogrzewanym poddaszu. Wyszło że sporo, jakieś 10cm wełny. Do zrobienia na wiosnę.

Porada budowlana

Pamiętaj o ociepleniu komina w części nieogrzewanej, choćby to był ostatni metr przed “wyjściem” z dachu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *